piątek, 6 lutego 2015

Rozdział Trzeci





 Harry, ubrany na biało, wyglądał jak anioł. Byliśmy nadal w Karolinie, ale poza nami nie było tu nikogo.
Chociaż zostaliśmy sami, za nikim nie tęskniliśmy. Byliśmy razem.
 - Ami! - Głos mamy wyrwał mnie ze snu.

 Zapaliła rażące światło, a ja potarłam dłońmi oczy, próbując się do niego przyzwyczaić.

 - Obudź się, mam dla ciebie propozycję. 
 Popatrzyłam na zegarek - minęła dopiero siódma, co oznaczało jakieś pięć godzin snu.
 - Czy potem będę mogła dalej pospać? – mruknęłam.
 - Nie, skarbie. Chciałam z tobą poważnie porozmawiać.
 Podciągnęłam się do pozycji siedzącej. Mama raz za razem klaskała w dłonie, jakby to mogło sprawić, że się rozbudzę.
 - No już, Ami, obudź się.
  Ziewnęłam dwa razy.
 - O co chodzi? – zapytałam. 
 - Chcę, żebyś zgłosiła się do Eliminacji. Moim zdaniem byłabyś wspaniałą księżniczką.
 To była zdecydowanie zbyt wczesna pora na taką rozmowę.
 - Mamo, ja naprawdę… – westchnęłam i przypomniałam sobie, co obiecałam Harremu ostatniej nocy, ale teraz, w świetle dnia, nie byłam przekonana, czy zdołam się do tego zmusić.
 - Wiem, że nie masz ochoty, ale pomyślałam, że może zmienisz zdanie, jeśli zawrzemy pewną umowę. Rozmawialiśmy z twoim ojcem wieczorem i uznaliśmy, że jesteś już dość dorosła, żeby występować solo. Możesz teraz występować sama i przyjmować zaproszenia… więc zatrzymasz połowę tego, co zarobisz. - Mama lekko się skrzywiła, wypowiadając te słowa.
  Gwałtownie otworzyłam oczy.
 - Ale tylko pod warunkiem, że zgłosisz się do Eliminacji. - Zaczęła się teraz uśmiechać.
 Wiedziała, że mnie ma i tak miałam się zgłosić, a teraz w dodatku będę zarabiać własne pieniądze!
 - Wiesz, że nawet jeśli się zgłoszę, nie zmuszę ich, żeby mnie wybrali.
 - Wiem, ale i tak warto spróbować.
 - O kurczę, mamo! - Potrząsnęłam głową, nadal w szoku. - No dobrze, dzisiaj wypełnię formularz. Mówiłaś serio o tych pieniądzach?
 - Oczywiście. Prędzej czy później i tak będziesz musiała się usamodzielnić.. Tylko proszę, żebyś nie zapominała o rodzinie. Nadal cię potrzebujemy.
 - Nie zapomnę, mamo. Jak bym mogła, skoro mnie bezustannie ciśniesz? - Mrugnęłam do niej, a ona się roześmiała i w ten sposób umowa została zawarta.

  Wzięłam prysznic, rozpamiętując wydarzenia ostatnich dwudziestu czterech godzin. Samym wypełnieniem formularza mogłam zyskać aprobatę rodziny, uszczęśliwić Harrego i zacząć zarabiać pieniądze, które pozwolą nam się pobrać!

  Po prysznicu uczesałam się i zrobiłam niemal niewidoczny makijaż aby uczcić sytuację, a potem podeszłam do szafy, żeby się ubrać. Nie miałam wielkiego wyboru, miałam kilka lepszych sukienek na występy, ale nawet one były zupełnie niemodne. 
  Założyłam szorty khaki i zieloną tunikę - zdecydowanie najładniejszy codzienny komplet, jaki miałam - i przejrzałam się jeszcze w lustrze przed zejściem do kuchni. 

  Mama siedziała w kuchni przy stole, razem z tatą, i coś nuciła. Oboje spoglądali na mnie co chwilę, ale nawet to mnie nie peszyło.

  Wzięłam do ręki list - zaskoczył mnie dotyk luksusowego papieru, grubego i z delikatną teksturą. Nigdy nie miałam czegoś takiego w ręku. 
  Formularz był dość prosty. Wpisałam swoje imię, wiek, klasę i informacje kontaktowe. Musiałam także podać wzrost i wagę oraz kolor włosów, oczu i skóry. Z dumą napisałam, że znam trzy języki - większość ludzi znała zwykle dwa, ale matka upierała się, żebyśmy się uczyli francuskiego i hiszpańskiego, ponieważ były one nadal używane w niektórych częściach kraju. Ich znajomość pomagała także przy śpiewaniu, ponieważ istniało mnóstwo ślicznych francuskich piosenek. Należało także wpisać wykształcenie, które mogło być bardzo różne, ponieważ tylko Szóstki i Siódemki chodziły do publicznych szkół i mogły liczyć swoją edukację w ukończonych klasach. Ja już niemal zakończyłam naukę. W sekcji szczególnych uzdolnień wymieniłam śpiew i wszystkie instrumenty, na których grałam. 
 - Myślisz, że talent do spania liczy się jako szczególne uzdolnienie? - zapytałam tatę, starając się, żeby zabrzmiało to, jakbym poważnie zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Oczywiście, powinnaś to wpisać. I nie zapomnij też podać, że umiesz zjeść obiad w czasie krótszym niż pięć minut - odpowiedział.
  Roześmiałam się, bo to była prawda, miałam skłonności do pochłaniania jedzenia w błyskawicznym tempie.
 - Dajcie spokój! Może od razu napiszesz, że nie masz za grosz ogłady towarzyskiej! - Matka wyszła z oburzeniem z pokoju. 
 Rzuciłam tacie pytające spojrzenie.
 - Mama chce dla ciebie jak najlepiej.
 - Ty też, ale ty się na mnie nie złościsz - zauważyłam.
 - Owszem, ale twoja matka i ja mamy różne poglądy na to, co jest dla ciebie najlepsze - uśmiechnął się do mnie. Odziedziczyłam po nim usta - zarówno ich kształt, jak i skłonność do niewinnych uwag, które mogły mnie wpędzić w tarapaty. Porywczość miałam po mamie, ale ona lepiej potrafiła trzymać język za zębami w razie potrzeby. Ja tego nie umiałam. Tak jak na przykład w tej chwili…
 - Tato, a gdybym chciała wyjść za Szóstkę czy nawet Siódemkę i naprawdę bym go kochała, pozwoliłbyś mi na to?
  Tata odstawił kubek i popatrzył na mnie. Starałam się nie zdradzić niczego wyrazem twarzy. Westchnął ciężko i z żalem.
 - Ami, nawet gdybyś się zakochała w Ósemce, pozwoliłbym ci za niego wyjść. Powinnaś jednak wiedzieć, że miłość potrafi zanikać z czasem z powodu trudności związanych z małżeństwem. Możesz uważać, że kogoś kochasz, ale zaczniesz go nienawidzić, kiedy nie będzie w stanie utrzymać rodziny. A jeśli ty nie będziesz mogła należycie zajmować się dziećmi, będzie jeszcze gorzej. Nie każda miłość przetrwa w takich okolicznościach. - Tata przykrył moje dłonie swoimi, skłaniając, żebym spojrzała mu w oczy. Starałam się ukryć niepokój. - Ale niezależnie od wszystkiego chcę, żebyś była kochana. Zasługujesz na to i mam nadzieję, że wyjdziesz za mąż z miłości, a nie z powodu numerka. 
 Nie mógł mi powiedzieć tego, co chciałam naprawdę usłyszeć - że będę mogła wyjść za mąż z miłości, a nie z powodu numerka - ale to było i tak najlepsze, czego się mogłam spodziewać.
 - Dziękuję, tato.
 - Nie złość się na matkę, ona stara się zrobić to, co należy. - Pocałował mnie w czoło i zajął się swoją pracą. 
 Westchnęłam i wróciłam do wypełniania zgłoszenia.  

 Zabrałam wypełniony formularz i znalazłam mamę w ogrodzie. Siedziała tam i obszywała spódnicę, podczas gdy May odrabiała zadane lekcje w cieniu domku na drzewie. Harry narzekał dawniej na surowych nauczycieli w szkole publicznej, ale naprawdę wątpiłam, by którykolwiek z nich mógł się równać z moją mamą. Na litość boską, było przecież lato!
 - Naprawdę to zrobiłaś? - zapytała May, wiercąc się.
 - Jasne.
 - Dlaczego zmieniłaś zdanie? 
 - Mama umie być przekonująca - odparłam z naciskiem, chociaż mama najwyraźniej nie wstydziła się swojego przekupstwa. - Możemy iść do urzędu, kiedy tylko będziesz chciała, mamo.
 Uśmiechnęła się lekko.
  - Grzeczna dziewczynka. Zbieraj się i idziemy. Chcę, żebyś oddała zgłoszenie jak najszybciej.


  Zgodnie z poleceniem poszłam po buty i torbę, ale zatrzymałam się po drodze przy drzwiach pokoju Gerada. Wpatrywał się w puste płótno, wyraźnie sfrustrowany. Próbowaliśmy z nim różnych rzeczy, ale nic mu naprawdę dobrze nie wychodziło. Jeden rzut oka na podniszczoną piłkę w kącie pokoju oraz używany mikroskop, który dostaliśmy w charakterze zapłaty na Boże Narodzenie, i można się było domyślić, że Gerad po prostu nie ma duszy artysty.
 - Nie czujesz dzisiaj natchnienia? - zapytałam, wchodząc do jego pokoju. Popatrzył na mnie i potrząsnął głową. - Może spróbujesz rzeźbiarstwa, tak jak Kota. Masz zręczne ręce, założę się, że byłbyś w tym dobry.
 - Nie chcę niczego rzeźbić ani malować, ani śpiewać, ani grać na fortepianie. Chcę grać w piłkę.
 - Wiem i możesz to robić dla przyjemności, ale musisz znaleźć dziedzinę, w której jesteś dobry, żeby zacząć zarabiać. Możesz robić jedno i drugie.
 - Ale dlaczego? - jęknął.
 - Wiesz dobrze, dlaczego. Takie jest prawo.
 - Ale to nie w porządku! - Gerad przewrócił sztalugi na podłogę, wzbijając kurz, który zamigotał w świetle wpadającego przez okno słońca. - To nie nasza wina, że nasz prapradziadek czy kto tam inny był biedny.
 - Wiem. - Naprawdę trudno było znaleźć uzasadnienie dla tego, że nasz wybór drogi życiowej był ograniczony przez to, na ile nasz przodek przydawał się rządowi, ale tak właśnie to działało. Powinniśmy pewnie być wdzięczni, że jesteśmy bezpieczni.
 - Pewnie wtedy nie dało się inaczej zrobić. 
 Nie odpowiedział, więc westchnęłam i podniosłam sztalugi, ustawiając je z powrotem na miejscu.
 - Nie musisz rezygnować z przyjemności. Ale chciałbyś chyba pomagać mamie i tacie, dorosnąć i się ożenić, prawda? - Szturchnęłam go w bok.
  Pokazał mi język z udawanym obrzydzeniem i oboje się roześmialiśmy.
 - Ami! - zawołała mama z dołu. - Czemu się grzebiesz?
 - Już idę! - odkrzyknęłam i spojrzałam na Gerada. - Wiem, że jest ci ciężko, ale tak właśnie wygląda życie. W porządku? - Wiedziałam, że to nie jest w porządku.
 To absolutnie nie było w porządku.

  Poszłyśmy z mamą na piechotę do miejscowego urzędu. Czasem jeździłyśmy autobusami, jeśli wybierałyśmy się gdzieś dalej albo miałyśmy występować. Nie mogłyśmy się przecież pokazać w domu jakiejś Dwójki całkiem spocone, i tak dziwnie na nas patrzyli. Ale dzisiejszy dzień był ładny, a droga nie aż tak daleka.

  Najwyraźniej nie byłyśmy jedynymi osobami, które postanowiły od razu oddać zgłoszenie. Kiedy doszłyśmy na miejsce, ulica przed Urzędem Obsługi Prowincji Karoliny była wypełniona kobietami.  Stojąc w kolejce, widziałam przed sobą kilka dziewcząt z sąsiedztwa, które także czekały, żeby wejść do środka. Każda dziewczyna z prowincji zamierzała się zgłosić – nie wiedziałam, czy powinnam czuć przerażenie, czy może raczej ulgę.
  - Magda! - zawołał czyjś głos.
  Obie z matką obejrzałyśmy się na dźwięk jej imienia. Podeszły do nas Daisy i Celia w towarzystwie swojej matki, która najwyraźniej specjalnie musiała wziąć dzień wolny. Obie dziewczyny były ubrane tak schludnie, jak tylko mogły, i wyglądały bardzo porządnie. Ich ubrania były skromne, ale Celia i Daisy wyglądały dobrze we wszystkim, tak samo jak Harry. Miały takie same jak on ciemne włosy i prześliczne uśmiechy.
 Matka Harrego uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniłam ten uśmiech. Podziwiałam ją - rzadko miałam okazję z nią rozmawiać, ale zawsze odnosiła się do mnie życzliwie. Wiedziałam, że to nie dlatego, że jestem o klasę wyżej, ponieważ widziałam, jak oddawała rzeczy za małe na jej dzieci rodzinom, które nie miały praktycznie niczego. Po prostu miała dobre serce.
 - Dzień dobry, Anne. Jak się macie, Daisy, Celia - przywitała je moja matka.
 - Świetnie! - odparły chórem.
 - Wyglądacie prześlicznie - zapewniłam je, odgarniając jeden z kosmyków Celii na jej plecy.
 - Chcemy wyjść ładnie na zdjęciach - oznajmiła Daisy.
 - Na zdjęciach? - zdziwiłam się.
 - Tak - odparła matka Harrego przyciszonym głosem. - Wczoraj sprzątałam w domu jednego z urzędników miejskich. To losowanie nie ma nic wspólnego z prawdziwym losowaniem, dlatego właśnie robią zdjęcia i zbierają mnóstwo informacji. Gdyby to naprawdę miał być los szczęścia, jakie miałoby znaczenie, ile zna się języków?
  Mnie też to zastanowiło, ale doszłam do wniosku, że będzie widocznie potrzebne później.
  Najwyraźniej ta informacja musiała wyciec, bo mnóstwo dziewcząt jest wyszykowanych aż do przesady. Rozejrzałam się po oczekującej kolejce - matka Harrego miała rację. 
 Widziałam wyraźną różnicę między tymi, które wiedziały, i tymi, które pozostawały nieświadome. Tuż za nami stała dziewczyna, najwyraźniej Siódemka, w ubraniu prosto z pracy. Zabłocone buty mogły nie znaleźć się na zdjęciu, ale brudne ogrodniczki na pewno będą widoczne. Kilka metrów dalej inna Siódemka miała ciągle na sobie pas z narzędziami i najlepsze, co dało się o niej powiedzieć, to to, że umyła twarz. Z drugiej strony dziewczyna przede mną miała włosy upięte w kok z luźnymi pasemkami okalającymi twarz. Dziewczyna koło niej, sądząc po ubraniu - Dwójka, zamierzała chyba utopić wszystkich w swoim dekolcie. Kilka innych miało na sobie tak gruby makijaż, że wyglądały jak klauni, ale przynajmniej widać było, że się postarały. Ja wyglądałam przyzwoicie, ale skromnie. Podobnie jak Siódemki, nie wiedziałam, że powinnam się przejmować wyglądem. Poczułam nagły przypływ niepokoju. Ale właściwie dlaczego? Napomniałam się i postarałam się uspokoić. Nie chciałam być wybrana, więc jeśli nie okażę się dostatecznie ładna, to tym lepiej.
 Gdyby Daisy lub Celia wygrały, cała rodzina Harrego by awansowała. Na pewno moja matka nie sprzeciwiałaby się mojemu małżeństwu z Jedynką, nawet gdyby miał to być tylko członek rodziny królewskiej a nie sam następca tronu. Moja niewiedza okazała się błogosławieństwem.

 - Nie mam pojęcia, czemu niektóre z tych dziewcząt aż tak przesadzają. Spójrzcie tylko na Ami, wygląda ślicznie. Dobrze, że nie poszłaś w ich ślady - powiedziała pani Styles.
 - Jestem zupełnie przeciętna, kto by zwrócił na mnie uwagę, mając do wyboru Daisy i Celię? - Mrugnęłam do nich, a one odpowiedziały uśmiechem. Mama także się uśmiechnęła, ale z lekkim przymusem. Na pewno zastanawiała się, czy czekać w kolejce, czy zmusić mnie, żebym pobiegła do domu się przebrać.
 - Nie bądź niemądra! Za każdym razem kiedy Harry pomagał twojemu bratu, po powrocie do domu powtarzał, że Singerowie dostali większy niż inni przydział urody i talentu - pokręciła głową matka Harrego.
 - Naprawdę? Kochany chłopiec - rozpromieniła się moja mama. - Pewnego dnia naprawdę uszczęśliwi jakąś dziewczynę.
 Pani Styles rozejrzała się szybko.

 - Tak między nami mówiąc, wydaje mi się, że on może już się nad tym zastanawiać.
 Zamarłam.
 - Jaka ona jest?

 - Nie wiem, nie poznałam jej jeszcze. Domyślam się tylko, że się z kimś spotyka, bo sprawia ostatnio wrażenie szczęśliwego - wyjaśniła z uśmiechem matka Harrego.
 Ostatnio? Spotykaliśmy się od dwóch lat, więc dlaczego ostatnio?
 - Nuci pod nosem - wtrąciła Celia.
 - Tak, a czasem nawet śpiewa - dodała Daisy.
 - Śpiewa? - zapytałam.
 - Owszem. - potwierdziły chórem.
 - Przez ostatnie miesiące ciężej pracował. Myślę, że oszczędza na ślub. Jestem naprawdę szczęśliwa. Nawet jeśli nie zdecydował się jeszcze jej nam przedstawić już ją kocham. Dziewczyna, która potrafi go uszczęśliwić od razu będzie dla mnie jak córka. - Podsumowała pani Styles.
 - Będzie miała ogromne szczęście, Harry to wspaniały chłopak! - Przyznała mama.
 Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę zamierzał mnie poprosić o rękę!

 Tylko o tym potrafiłam myślec Harry, Harry, Harry... Posuwałam się z resztą kolejki. Oddałam formularz a następnie zrobiono mi zdjęcie.
 Myślę, że żadna dziewczyna w Illei nie uśmiechała się szczerzej ode mnie.




And what you wish for won't come true
You aren't surprised love, are you?


~~~~~~

Hey! Po długim czasie waszego oczekiwania wreszcie udało mi się dodać nowy rozdział.
Nie wiem kiedy dostanę nowy szablon, ponieważ dziewczyna którą o to prosiłam ma problemy z komputerem.
 Złośliwość rzeczy martwych.
Oczywiście proszę o komentarze żebym miała jakąś motywację i wiedziała czy ktokolwiek to czyta.
Dziękuję za waszą cierpliwość.
~ SilverSpoon x 


2 komentarze:

  1. Dhdhdufugneufh TO JEST CUDNE!!!!!!!!
    KOCHAM TO
    UBOSTWIAM
    PISZ DALEJ
    JAK NAJSZYBCIEJ

    OdpowiedzUsuń
  2. CZEMU
    TAK
    DŁUGO
    NIE
    MA
    NOWEGO
    ROZDZIAŁU?
    PISZ
    DALEJ
    SZYBKO
    NOSZ
    KJHGFDCXCFGHJKKIHJBG

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy