środa, 31 grudnia 2014

Rozdział Drugi




  Wsunęłam się głębiej w domku na drzewie. Miał jedno wejście i malutkie okienko na przeciwległej ścianie. W róg wcisnęłam stary stołeczek, na którym stawiałam świecę, przyniosłam też stary dywanik - tak sfatygowany, że siedzenie na nim niewiele różniło się od siedzenia na gołych deskach. To wszystko było niewiele warte, ale dla mnie oznaczało kryjówkę - naszą kryjówkę.
 - Nie nazywaj mnie ślicznotką, proszę. Najpierw moja mama, potem May, a teraz jeszcze ty. To mi zaczyna działaś na nerwy.
 Harry popatrzył na mnie w taki sposób, że chyba trudno mu było uwierzyć w mój brak urody. Uśmiechnął się.
 - Nic na to nie poradzę, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widziałem. Nie możesz mieć do mnie pretensji, że mówię to w jedynej chwili kiedy wolno mi to zrobić. - Ujął moją twarz w dłonie, więc spojrzałam mu głęboko w oczy.
 To wystarczyło. Jego usta przywarły do moich, a ja nie byłam w stanie myśleć o niczym więcej. Nie istniały żadne Eliminacje, nieszczęśliwa rodzina, Illea. Istniały tylko dłonie Harrego na moich plecach, przyciągające mnie bliżej do niego, jego oddech na moim poliku. Wsunęłam dłonie w jego kręcone włosy, nadal mokre od prysznica - zawsze brał prysznic wieczorem. Pachniał mydłem domowej roboty, robionym przez jego matkę. Ten zapach śnił mi się po nocach. Kiedy odsunęliśmy się od siebie nie mogłam ukryć uśmiechu.
  Siedział z rozłożonymi nogami, więc ulokowałam się pomiędzy nimi, jak dziecko spragnione czułości.
 - Przepraszam. Po prostu... dzisiaj przyszło to głupie zawiadomienie.
 - A prawda, list - westchnął - My dostaliśmy dwa.
 No jasne, bliźniaczki właśnie skończyły szesnaście lat.
 Harry przyglądał mi się, kiedy to mówił. Zawsze tak robił, kiedy byliśmy razem, jakby starał się wyryć w pamięci moją twarz. Ja także na niego patrzyłam. Nawet gdyby brać pod uwagę wszystkie klasy Harry, był bez wątpienia najprzystojniejszym chłopakiem w mieście. Miał ciemne lokowane włosy i zielone oczy, ale to uśmiechał się ukazując dołeczki na policzkach wyglądał, jakby skrywał jakiś sekret. Był wysoki, ale nie za wysoki. Szczupły, ale nie za chudy. W słabym świetle zauważyłam cienie pod jego oczami, co oznaczało, że ostatnio pracował do późna. Jego czarny T-Shirt w kilku miejscach przetarty niemal na wylot, podobnie jak obszarpane dżinsy, które zakładał prawie codziennie.
 Gdybym tylko mogła usiąść i je dla niego połatać - takie właśnie miałam ambicje. Nie chciałam byś księżniczką Illei, tylko Harrego.
 Cierpiałam , kiedy nie byliśmy razem. Często chodziłam jak błędna, zastanawiając się, co może robić. Doprowadzał mnie do szaleństwa.
 A to nie było nic dobrego.
 Harry był Szóstką. Szóstki były służącymi, stojącymi tylko szczebel nad Siódemkami i różniącymi się od nich odrobinę lepszym wykształceniem i przeszkoleniem do prac domowych. Harry był mimo to najinteligentniejszym ze znanych mi ludzi, a przy tym był zabójczo przystojny, ale kobiety niezwykle rzadko wychodziły za kogoś z niższych klas. Taki mężczyzna mógł oczywiście prosić o twoją rękę, ale niezwykle zdarzało się, aby oświadczyny zostały przyjęte. To, że byliśmy tak blisko i że przebywaliśmy poza domem po godzinie policyjnej, oznaczało, że mogliśmy mieć poważne kłopoty. Nie wspominając już o tym, jakie piekło urządziła by mi moja matka.
 Mimo to kochałam Harrego od niemal dwóch lat, a on kochał mnie. Kiedy tak siedział i gładził mnie po włosach nie potrafiłam sobie wyobrazić, że zgłaszam się do Eliminacji. Byłam już zajęta.
 - O czym myślisz? O Eliminacjach? - zapytałam.
 - Nie przeszkadzają mi. Ten biedny gość musi jakoś sobie znaleźć dziewczynę.
 Słyszałam w jego głosie sarkazm, a ja chciałam poznać jego prawdziwą opinię.
 - Harry..
 - No dobrze , dobrze. Myślę, że to jest trochę smutne. Czy książę nie umawia się na randki? Znaczy serio, czy nie może sobie inaczej znaleźć dziewczyny? Skoro wydają księżniczki, za książęta z innych krajów, to dlaczego nie mogą tak postąpić w jego przypadku? Na pewno musi istnieć na świecie jakaś odpowiednia dla niego arystokratka. Zwyczajnie tego nie rozumiem. Ale z drugiej strony... - Westchnął. - Może to i dobry pomysł. Ma się przecież zakochać na oczach wszystkich. To ekscytujące. Podoba mi się też to, że ktoś będzie mógł żyć długo i szczęśliwie. Każda dziewczyna może zostać królową, to daje nadzieję. Sprawia, że sam myślę, że mogę żyć długo i szczęśliwie.
 Muskał palcami moje wargi, a jego zielone oczy przenikały moją duszę na wylot. Poczułam więź porozumienia, jaka łączyła mnie tylko z nim. Ja także chciałam, żebyśmy żyli długo i szczęśliwie.
 - Czyli, namawiałeś bliźniaczki żeby się zgłosiły? - zapytałam.
 - Tak. Wiesz, wszyscy widujemy księcia raz na jakiś czas i wydaje się być sympatycznym gościem. Na pewno jest zarozumiały, ale to raczej sympatyczny człowiek. Dziewczynki są tak podekscytowane, że to aż zabawne. No i na pewno przyniosłoby to korzyści całej rodzinie. Mama ma ogromne nadzieję, ponieważ mamy dwa zgłoszenia, nie jedno.
 To była pierwsza dobra wiadomość jaką usłyszałam o tym konkursie. Jak mogłam być tak zajęta sobą, by zapomnieć o siostrach Harrego? Chciałam odpowiedzieć, ale przerwało mi burczenie w jego brzuchu.
 - A prawda, przyniosłam coś na przegryzkę - oznajmiłam lekko. - Będziesz zachwycony tym kurczakiem, sama go zrobiłam.
 U mnie w domu posiłki nie zawsze były obfite, ale w domu Harrego ta sytuacja bywała dramatyczna. Mógł częściej od nas liczyć na zatrudnienie, ale dostawał też zdecydowanie mniejszą zapłatę i jego rodzinie zawsze brakowało na jedzenie. Był najstarszym z rodzeństwa i jak najszybciej zaczął się  wprost poświęcać dla swoich bliskich. Oddawał swoje skromne porcje rodzeństwu i mamie, która zawsze była zmordowana po pracy.
 - Jesteś świetną kucharką. Ktoś dzięki tobie będzie bardzo tłusty i szczęśliwy - oznajmił z pełnymi ustami.
 - To ty będziesz dzięki mnie tłusty i szczęśliwy, wiesz chyba o tym.
 - O, jak ja bym chciał być tłusty!
 Oboje się roześmialiśmy, a potem Harry opowiadał mi co się działo od naszego ostatniego spotkania. W końcu znów temat zszedł na to, że próbuję mu uświadomić, że nie jest bohaterem i nie może robić wszystkiego. Zapadła cisza. Nie wiedziałam jak ją przerwać, więc po prostu się w niego wtuliłam.
 - Mer?
 - Tak? - wyszeptałam.
 - Zamierzasz zgłosić się do Eliminacji?
 - Jasne, że nie! Nie chcę, żeby ktokolwiek pomyślał, że chociaż biorę pod uwagę wyjście za mąż za jakiegoś obcego faceta. Kocham ciebie - powiedziałam szczerze.
 - Chcesz być Szóstką? Zawsze głodną, zawsze z niepokojem patrzącą na przyszłość? - zapytał, a ja słyszałam w jego głosie ból, a także ciekawość.
 - Harry, poradzimy sobie. Oboje jesteśmy inteligentni, jakoś to będzie.
 - Wiesz, że tak nie będzie, Mer. Muszę utrzymywać moją rodzinę, nie potrafiłbym ich porzucić. A gdybyśmy mieli dzieci...
 Poruszyłam się lekko w jego ramionach.
 -  Kiedy będziemy mieli dzieci - poprawiłam. - Będziemy po prostu ostrożni. Kto powiedział, że musimy ich mieć więcej niż dwoję?
 - Wiesz, że nie mamy na to wpływu. - Usłyszałam w jego głosie narastający gniew.
 Trudno mi było go za to obwiniać. Jeśli się miało dość pieniędzy, można było decydować o wielkości rodziny. Ale jeśli było się czwórką lub kimś gorszym, trzeba było sobie radzić samemu. Dzieci stanowiły wielką niewiadomą.
 Znowu umilkliśmy, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chciałam, żeby się martwił albo denerwował i naprawdę uważałam że sobie poradzimy.
 - Myślę, że powinnaś spróbować - odezwał się nagle.
 - Czego?
 - Eliminacji. Myślę, że powinnaś spróbować.
 - Zwariowałeś?
 - Posłuchaj, Mer. - Przysunął usta do mojego ucha. To było nieuczciwe, wiedział, że w ten sposób nie zdołam się na niczym skoncentrować. Jego głos był niski i gardłowy, jakby mówił mi coś romantycznego, chociaż w jego propozycji nie było cienia romantyzmu. - Gdybyś miała szansę na coś lepszego i nie skorzystała z niej ze względu na mnie, nigdy bym sobie tego nie wybaczył. Nie potrafiłbym.
 Odetchnęłam gwałtownie.
 - To absurd, nawet nie zostanę wylosowana.
 - Jeśli nie zostaniesz wylosowana, to jakie to ma znaczenie? - Jego dłonie pocierały teraz moje ramiona. - Chcę tylko żebyś się zgłosiła, spróbowała.
 - Ale ja go nie kocham. Nawet go nie lubię. Nawet go nie znam.
 - Nikt go nie zna, więc może mogłabyś go polubić.
 - Harry, przestań. Kocham cię.
 - A ja kocham ciebie. - Pocałował mnie żeby to udowodnić. - A jeśli ty mnie kochasz, postąpisz tak, żebym nie musiał torturować się myślami o tym, co mogłoby się stać.
  Musiałam się poddać, ponieważ nie potrafiłabym go zranić. Robiłam co w mojej mocy, żeby ułatwić mu życie. Powinnam po prostu wypełnić formalności ku zadowoleniu wszystkich, a kiedy nie zostanę wybrana temat będzie zamknięty.
 - Proszę - szepnął mi do ucha. Jego oddech sprawił, że przeszedł mnie dreszcz.
 - Niech będzie - odparłam szeptem. - Zrobię to, ale pamiętaj, że nie chcę być żadną księżniczką. Chce być twoją żoną.
 Pogładził mnie po włosach.
 - I będziesz.
 To na pewno przez światło, albo raczej przez jego niedostatek wydawało mi się, że kiedy wypowiedział te słowa, łzy napłynęły mu do oczu. Harry przeszedł wiele, ale tylko raz widziałam jak płakał, kiedy jego brat został wychłostany. Mały Jemmy ukradł jakiś owoc ze straganu na targu. Dorosłego czekałby proces, ale Jemmy miał wtedy tylko dziewięć lat, więc został pobity.
 Tamtej nocy kiedy tylko zobaczyłam Harrego wspinającego się do domku na drzewie, od razu do niego pobiegłam. Chyba przez godzinę płakał w moich ramionach, że gdyby ciężej pracował, Jemmy nie musiałby kraść, że to niesprawiedliwe, że Jemmy został pobity, bo jego brat zawiódł.
 Serce mi się krajało, ponieważ to nie była prawda, ale i tak mnie nie słuchał. Harry dźwigał na swoich ramionach potrzeby wszystkich swoich bliskich, a teraz jakimś cudem ja też zaliczałam się do jego bliskich.
 - Zaśpiewałabyś dla mnie? Dałbyś mi coś miłego na zaśnięcie?
 Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam obdarowywać go piosenkami, więc zaczęłam nucić kołysankę.
 Pozwolił mi śpiewać przez kilka minut co jakiś czas cicho dołączając, potem jego palce zaczęły się poruszać pod moich uchem. Obciągnął dekolt mojej bluzki i zaczął całować mnie po szyi, a potem podciągnął mój rękaw i całował mnie tak daleko po ręku jak tylko mógł sięgnąć. Sprawił, że zabrakło mi oddechu. Zawsze tak robił, kiedy śpiewałam, jakby mój nierówny oddech sprawiał mu większą przyjemność niż sam śpiew.
 Po chwili leżeliśmy już spleceni na dywaniku. Harry pociągnął mnie na siebie, a ja przeczesywałam palcami jego kręcone włosy, zafascynowana ich dotykiem. Całował mnie gorączkowo i mocno, czułam jego palce wbijające się w moją talię, plecy, biodra i uda.
 Byliśmy ostrożni, zawsze powstrzymywaliśmy się w ostatniej chwili od tego, czego pragnęliśmy naprawdę, ponieważ nieprzestrzeganie godziny policyjnej było już wystarczająco poważnym wykroczeniem. Mimo to, niezależnie od tych ograniczeń, trudno mi było sobie wyobrazić w Illéi namiętność silniejszą niż nasza.
 - Kocham cię, Americo Singer. Będę cię kochał do końca życia. – Byłam zaskoczona głębią uczucia dźwięczącego w jego głosie.
 - Kocham cię, Harry. Zawsze będziesz moim księciem.
 Całował mnie, dopóki świeczka nie wypaliła się do końca.
 Minęły chyba całe godziny, a mnie kleiły się oczy. Harry nigdy nie przejmował się tym, ile będzie spał, ale martwił się o mnie, więc walcząc z sennością, zeszłam po drabinie, zabierając pusty talerz i jednocentówkę.
 Kiedy śpiewałam, Harry chłonął z zachwytem mój głos. Od czasu do czasu, kiedy udawało mu się coś zarobić, płacił mi za piosenkę jednocentówką. Wolałabym, żeby oddał zaoszczędzone pieniądze rodzinie, która bez wątpienia potrzebowała jej bardziej niż ja. Ale z drugiej strony zgromadzone jednocentówki – ponieważ nie potrafiłam się zdobyć, żeby je wydać – przypominały mi o wszystkim, co Harry był gotów dla mnie zrobić, o tym, ile dla niego znaczyłam.
 
W pokoju wyciągnęłam z ukrycia mały słoiczek z monetami i wrzuciłam do niego najnowszą zdobycz, która zadzwoniła radośnie, witając się ze starszymi sąsiadkami. Odczekałam dziesięć minut przy oknie, aż zobaczyłam sylwetkę Harrego, który zszedł z drzewa i pobiegł ulicą.
 Jeszcze przez chwilę nie kładłam się spać, myśląc o Harrym, o tym, jak bardzo go kocham i jakie to uczucie, być przez niego kochaną. Czułam się kimś wyjątkowym, bezcennym i niezastąpionym. Żaden tytuł królewski ani tron nie mogłyby sprawić, że poczułabym się ważniejsza.
 Zasnęłam z tą myślą bezpiecznie ukrytą w sercu.



I'll keep you my dirty little secret
Don't tell anyone or you'll be just another regret

~~~~~

Po długim czasie wreszcie udało mi się dodac kolejny rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodobał.
Zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza.
~SS

~~~~


niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział Pierwszy

 Kiedy przyszedł oficjalny list, moja matka nie posiadała się ze szczęścia. Od razu uznała, ze wszystkie nasze problemy zostały rozwiązane i zniknęły na zawsze. Jedyną przeszkodę w realizacji jej wspaniałego planu stanowiłam ja sama. Nie uważałam się za szczególnie nieposłuszną córkę, ale czasem trzeba było powiedzieć nie.
 Nie chciałam być członkinią drużyny królewskiej ani jedynką. Nie chciałam nawet tego próbować.
Schowałam się w swoim pokoju, miejscu dającym mi schronienie przed hałaśliwą, rozgadaną rodziną, starając się znaleźć argumenty, które przekonały by matkę. Mogłam jej szczerze powiedzieć co o tym wszystkim myślę...Nie wydaje mi jednak się, by zechciała wysłuchać nawet słowa.

Unikałam jej przez całe popołudnie, ale teraz zbliżała się pora obiadowa, a jako najstarsze z pozostałych w domu dzieci byłam odpowiedzialna za pomoc w kuchni. Zwlekłam się wiec z łóżka i zaszłam do gniazda żmij.
 Mama spiorunowała mnie wzrokiem, ale nic nie powiedziała.
 W milczeniu mijałyśmy się w kuchni i w jadalni, a potem nakrywając stół na pięć osób. Kiedy podnosiłam głowę matka rzucała mi gniewne spojrzenie, jakby chciała we mnie wywołać poczucie winy i zmusić, żebym zapragnęła tego samego, co ona. Postępowała tak dosyć często, na przykład kiedy wykręcałam się od jakiegoś zaproszenia, ponieważ wiedziałam, że zmawiająca nasze usługi rodzina jest wyjątkowo chamska, albo kiedy chciała żebym zrobiła wielkie porządki, bo nie stać nas na wynajęcie jakiejś Szóstki.
 Czasem to działało, czasem nie. Tym razem na pewno nie zamierzałam jej ulegać.
Złościł ją mój upór, ale nie powinna była się dziwić - tę cechę charakteru odziedziczyłam po niej. Szczerze mówiąc, nie chodziło tu tylko o mnie. Mama ostatnio w ogóle była bardzo zdenerwowana. Lato się kończyło i niedługo mieliśmy się zmierzyć z chłodem i niepewnością.
 - Nie umarłabyś, chyba gdybyś wypełniła ten formularz - rzuciła, nie mogąc się dłużej powstrzymać. - Eliminacje to wspaniała okazja dla Ciebie i dla nas wszystkich.
 Westchnęłam głośno i pomyślałam, że wypełnienie formularza tak naprawdę mogłoby mi skrócić życie.
 Wszyscy wiedzieli, że rebelianci - pochodzący z nielegalnych kolonii, które nienawidziły Illei, naszego ogromnego i stosunkowo młodego państwa - często atakują ośrodki rządowe. I to dość brutalnie. Widzieliśmy ich w akcji także w Karolinie - jeden z budynków należących do ratusza został doszczętnie spalony. Raz nawet dopuścili się zuchwałego włamania do więzienia, ale biorąc pod uwagę, że uwolnili tylko nastolatkę, która miała pecha zajść w ciąże, oraz Siódemkę, który był ojcem dziewięciorga dzieci, nie mogłam oprzeć się wrażeni, że tym razem mieli racją.
 Jednak nawet gdybym zignorowała potencjalne niebezpieczeństwo, wydawało mi się, że samo branie pod uwagę Eliminacji może zabić moje serce. Nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu na samą myśl o powodach, dla których wszystko powinno zostać tak jak dotychczas.
- Ostatnie lata nie obeszły się łaskawie z twoim ojcem - syknęła matka. - Jeśli masz w sobie, choć odrobinę współczucia, powinnaś o nim pomyśleć.
 Tata. Jasne, naprawdę chciałabym pomóc tacie, a także May i Gerardowi. Wydaje mi się, że nawet mojej matce. Kiedy tak stawiała sprawę, naprawdę nie było mi do śmiechu, ponieważ zdecydowanie od zbyt dawna ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Zastanawiałam się, czy tata zaakceptowałby pomysł matki, gdyby jakaś kwota pieniędzy mogła poprawić naszą sytuację.
 Nasza klasa społeczna znajdowała się blisko dna. Byliśmy artystami, a artyści i muzycy lokowali się tylko trzy szczeble ponad błotem. Dosłownie. Zarabiane przez nas pieniądze ledwie wystarczały na bieżące potrzeby i były w ogromnym stopniu uzależnione od pory roku.
 Pamiętam, jak kiedyś czytałam w zniszczonym podręczniku od historii, ze dawniej prawie wszystkie święta były stłoczone w zimowych miesiącach. Coś o nazwie Halloween poprzedzało święto dziękczynienia, a potem przychodziły Boże Narodzenie i Nowy Rok, jedno za drugim.
 Boże Narodzenie nie zmieniło się, ale, od kiedy Illea podpisała traktat pokojowy z Chinami, Nowy Rok rozpoczynał się w styczniu lub lutym, zależnie od fazy księżyca. Wszystkie święta podziękowań i niepodległości zlikwidowano, tworząc jeden Dzień Wdzięczności obchodzony w lecie.
 Nie miałam pojęcia, czym było Halloween. Nie powróciło w żadnej postaci.
  To oznaczało, że przynajmniej trzy razy do roku nasza rodzina miała mnóstwo pracy. Tata i May malowali obrazy i lepili rzeźby, które klienci kupowali  na prezenty, a mama i ja występowałyśmy na przyjęciach - ja śpiewałam, ona grała na fortepianie. Gerad na razie nie odkrył w sobie żadnego talentu, ale liczył sobie dopiero siedem lat. Miał jeszcze na to czas.

  Niedługo liście zaczną zmieniać kolor, a nasz maleńki świat znowu stawał się niepewny. Pięć miesięcy i tylko cztery osoby do pracy, a przy tym żadnej gwarancji zatrudnienia aż do Bożego Narodzenia.
 Kiedy myślałam o życiu w ten sposób, Eliminacje wydawały się być kołem ratunkowym, którego można by się chwycić.
 Popatrzałam na matkę. Wiedziałam, ze spoczywa na niej ogromna odpowiedzialność i z teko właśnie powodu stara się mną tak naprawdę manipulować. Wiedziałam, że uważa mój upór - fakt, że nie chciałam wypełnić głupiego formularza - za całkowicie irracjonalny.
 Na tym świecie były jednak rzeczy - ważne rzeczy  - które naprawdę kochałam, a ten papierek wydawał się murem odgradzającym mnie od moich pragnień. Nie chciałam poświęcić swoich marzeń niezależnie od tego ile znaczyła dla mnie rodzina. Poza tym już i tak dałam im z siebie wszystko.
 Po tym jak Kota się wyprowadził, a Kenna wyszła za mąż, zostałam w domu, jako najstarsza z rodzeństwa i najszybciej, jak tylko mogłam, podjęłam nowe obowiązki. Układaliśmy plan odbywających się w domu lekcji tak, żeby nie kolidował z próbami, które zajmowały mi większość dnia, ponieważ starałam się oprócz śpiewu opanować grę na kilku instrumentach.
 Teraz jednak, kiedy przyszedł list, cała ta codzienna praca przestawała się liczyć. W marzeniach mojej mamy byłam już królową.
 Gdyby starczyło mi sprytu, schowałabym to głupie pismo przed powrotem taty, May i Gerada. Nie przyszło mi jednak do głowy, że mama wepchnie je do kieszeni. Wyciągnęła pismo w połowie obiadu.
 - Szanowna Rodzino Singerów - zaczęła uroczyście. Spróbowałam wyrwać jej tekst, ale miała za dobry refleks.
 - Mamo, proszę! - Jęknęłam.
 - Chcę to usłyszeć! - Pisnęła May. Nie było w tym nic dziwnego. Chociaż była jak moja młodsza o trzy lata kopia, miałyśmy całkowicie odmienne charaktery. W odróżnieniu ode mnie była otwarta i pełna nadziej, a obecnie kompletnie stuknięta na punkcie chłopaków. Wiedziałam, że to wszystko wyda jej się strasznie romantyczne.
 Poczułam, że rumienię się z zażenowania. Tata słuchał uważnie, a May niemal podskakiwała z radości. Gerad, kochane dziecko, nie przerwał jedzenia. Mama odchrząknęła i czytała dalej.
 - Niedawno przeprowadzony spis powszechny potwierdził, iż w domu Państwa przebyła niezamężna dziewczyna w wieku pomiędzy szesnaście a dwadzieścia lat. Chcielibyśmy niniejszym powiadomić, iż macie Państwo okazję zasłużyć się dumnemu narodowi Illei.
 May znów pisnęła i złapała mnie za rękę.
 - To o tobie!
 - Wiem małpiatko, ale przestań, bo zaraz złamiesz mi rękę.
 May nie puściła mojej dłoni i znów zaczęła podskakiwać na krześle.
 - Nasz ukochany książę Niall James Horan w tym miesiącu będzie świętować osiągnięcie pełnoletności - czytała dalej mama. - Nowy etap swojego życia pragnie on rozpocząć u bok partnerki, poślubiając rdzenną córę Illei. Jeśli państwa córka, siostra lub podopieczna pragnęłaby zostać oblubienicą księcia Niall'a i uwielbianą księżniczką Illei, prosimy o wypełnienie załączonego formularza i przekazanie go do lokalnego Urzędu Obsługi Prowincji. Z każdej prowincji zostanie wylosowana jedna dziewczyna, która będzie miała zaszczyt poznać księcia. Uczestniczki Eliminacji zostaną na czas ich trwania zakwaterowane w Pałacu Illeańskim w Angeles. Ich rodziny otrzymają szczodrą rekompensatę - matka odczytała ostatnie dwa słowa ze szczególnym naciskiem - za swoje zasługi dla rodziny królewskiej.

 Kiedy matka odczytywała list, ja tylko przewracałam oczami. Taki właśnie obyczaj dotyczył naszych książąt. Urodzone w rodzinie królewskiej księżniczki sprzedawano w małżeństwa mające umocnić relacje naszej młodej ojczyzny z innymi krajami. Natomiast książęta poślubiali dziewczyny z ludu, aby podtrzymać morale nie zawsze posłusznego narodu.
 Żadna z tych opcji mi się nie podobała, a myśl o tym, że mogłabym w tym uczestniczyć sprawiała, że miałam ochotę krzyczeć.
 Poza tym byłam w wystarczającej ilości domów Trójek i Dwójek, żeby zyskać pewność, że nie chciałabym stawać się jedną z nich. Nie mówiąc już o Jedynce. Jeśli nie liczyć chwil, kiedy bywałam głodna, całkowicie odpowiadał mi mój status Piątki. To mama chciała się wspinać po drabinie społecznej, nie ja.
 - To oczywiste, ze będzie zachwycony Ami! Jest przecież taka śliczna - westchnęła mama.
 - Proszę cię mamo. Jestem, co najwyżej przeciętna.
  - Jasne, ze nie! - Wtrąciła się May - Ja wyglądam tak samo jak ty i jestem śliczna!
  - Gerad, jak myślisz? Jestem śliczna? - Zapytałam.
 Wszyscy popatrzyli na najmłodszego członka naszej rodziny.
 - Nie! Dziewczyny są paskudne.
 - Gerad, proszę Cię - mama westchnęła ciężko, ale widać było, że niełatwo jej zachować powagę. Trudno było się na niego złościć. - Americo, powinnaś wiedzieć, że jesteś naprawdę, piękną dziewczyną.
 - Skoro jestem taka ładna, to, dlaczego nikt nigdy nie chciał się ze mną umawiac?
 - Oczywiście, że byli tacy, ale ich przepędzałam. Moje dziewczęta są za ładna, żeby wyjść za jakieś piątki. Kenna złapała Czwórkę, ale jestem pewna, że ty możesz zajść jeszcze wyżej. - Mama wypiła łyk herbaty.
 - On ma na imię James, nie nazywaj go numerkiem. I od kiedy to przychodzą tu chłopcy?
 - Od jakiegoś czasu. - Tata odezwał się po raz pierwszy, a w jego głosie brzmiała nuta żalu.
 Tata i ja byliśmy bardzo blisko. Kiedy się urodziłam, mama była chyba trochę zmęczona, więc zwykle zajmował się mną właśnie tata.
 Spojrzał na mnie przelotnie i nagle zrozumiałam: nie chciał mnie o to prosić. Nie chciał, żebym brała w tym udział, ale nie mógł też zaprzeczyć, że byłoby dla nas niezwykle korzystne gdyby udało mi się zakwalifikować choćby na jeden dzień.
 - Bądź rozsądna Ami - mama nie ustępowała.
 - To absurd, myśleć, że miałabym tam jakiekolwiek szansę - zakończyłam.
 - Ktoś musi wygrać, a ty masz takie same szansę jak każda inna. - Rzuciła serwetkę na stół i odwróciła się. - Gerad jak zjesz, idź się myc.
Gerad jęknął. May jadła w milczeniu.
 - Przepraszam tato - mruknęłam podnosząc talerz.
 - Nie bądź niemądra, kiciu. Nie gniewam się na ciebie  - uśmiechnął się ciepło i objął mnie ramieniem.
 - Ja, tylko...
 - Nie musisz się tłumaczyć, skarbie. Rozumiem. - Pocałował mnie w czoło. - Muszę wracać do pracy.
  Westchnęłam i poszłam do pokoju się położyć. To wszystko doprowadzało mnie do furii.
 Położyłam się na nierównym materacu i spróbowałam na spokojnie wszystko przemyśleć. Musiałam przyznać, że dostrzegałam pewne korzyści. Byłoby miło przynajmniej przez jakiś czas jeść do syta. Nie miałam jednak powodów, żeby zawracać sobie tym głowę, ponieważ nie zamierzałam się zakochiwać w księciu Niall'u. Z tego, co widziałam w Stołecznym Biuletynie Illei wynikało, że nawet bym go nie polubiła.

  Miałam wrażenie, że na nadejście północy musiałam czekać całą wieczność. Przy drzwiach wisiało lustro, więc zatrzymałam się, żeby się przejrzeć.
 Tak cicho jak tylko mogłam zakradłam się do kuchni, wzięłam talerz z lodówki, trochę czerstwego chleba, a także jabłko i zrobiłam z tego pakunek. Musiałam powolutku skradać się z powrotem do pokoju ze względu na późną porę, ale gdybym naszykowała jedzenie wcześniej, mogłoby to się wydać komuś podejrzane.
 Otworzyłam okno i popatrzyłam na nasz malutki ogródek. Księżyc był prawie niewidoczny, więc musiałam przed wyjściem przyzwyczaić oczy do ciemności. Kiedy byliśmy młodsi Kota przywiązał do gałęzi prześcieradła żeby wyglądały jak gałęzie statku - on był kapitanem, a ja zawsze jego pierwszym oficerem.
 Rozejrzałam się - sąsiednie domy były pogrążone w ciemności, nic niczego nie widział. Ostrożnie wyślizgnęłam się przez okno. Przebiegłam przez trawnik ubrana w najładniejszą piżamę. Mogłam oczywiście zostać w ubraniu, ale tak czułam się lepiej. Pewnie nie miało znaczenia, co mam na sobie, ale wydawałam się sobie ładniejsza w brązowych spodenkach i dopasowanej białej koszulce.
 Przytrzymywanie się jedna ręką podczas wspinaczki po przybitych do drzewa szczebelkach nie sprawiało mi już trudności. Miałam to wyćwiczone. Każdy szczebel przynosił mi ulgę. Odległość nie była wielka, ale wydawało mi się, że zostawiam całą swoją podekscytowaną rodzinkę kilometry za sobą. Tutaj nie musiałam być niczyją księżniczką.
 Kiedy wcisnęłam się do malutkiego pomieszczenia, będącego moją kryjówką, wiedziałam już, że nie jestem sama. W przeciwległym kącie ktoś krył się w ciemnościach, a ja nie mogłam nic poradzić na to, że mój oddech przyśpieszył. Postawiłam pakunek z jedzeniem na podłodze i zmrużyłam oczy. Sylwetka poruszyła się zapalając niemal niewidoczny ogarek. Prawie nie dawał światła - nikt w domu by nas nie zauważył - ale wystarczał. Intruz odezwał się w końcu z szelmowskim uśmiechem:
  - Cześć, ślicznotko.



I don't care for your fairytales

Nareszcie dodany pierwszy rozdział! 
Mam nadzieję że wam się spodobał. Liczę na komentarze, które są na wagę złota.
I będę żebrać o szablon do skutku :)
Większoś
ć inf. o rozdziałach i bieżących działach są wyświetlane obok postów jako Ogłoszenia.
Dziękuję, za wizytę na moim blogu i zachęcam do dalszego czytania ;)

~SS

Obserwatorzy